Rummu, miejsce tajemnicze i mało zbadane przez polaków. Sobota rano zapakowani w kampera ruszyliśmy w drogę. Mimo 670 km do celu trasa minęła nam w mgnieniu oka, bo tu się po prostu jedzie, a nie jak u nas, od wioski do wioski. Drogi równe a miejscami z widokami na...
Afryka Południowa – cz. 4 Powrót
Nie wiele czasu pozostało do końca wyprawy i tylko dwa dni nurkowe. Ostatnie nurkowanie z rekinami a tu mała niespodzianka, stado delfinów. One zawsze wzbudzają uśmiech i zachwyt mimo iż widziało się je tyle razy. W ostatni dzień nurkowy ja i Ola poszalałyśmy na rafie bo reszta postanowiła odpocząć i wysuszyć sprzęt. Piękne uczucie bycia samemu na olbrzymiej rafie wśród mnóstwa ryb i korali. Jak ostatnie nurkowania to i ostatnie dni smacznego jedzenia, więc nie mogło zabraknąć kilku dobrych smakołyków.
Na ostatni dzień zaplanowałam wycieczkę w przepiękne miejsce zwane Oribi Gorge. Jest to olbrzymi kanion w południowej części KwaZulu-Natal, na zachód od Port Shepstone. Rezerwat przyrody jakim jest Oribi Gorge, tworzą dwa wielkie i bardzo stare wąwozy, przecięte przez dwie rzeki Mzimkulwana i Mzimkulu. To mój mały wielki raj na ziemi. Ogromne przestrzenie, wiszące mosty, jaskinie w zboczach skalnych, zjazdy na linach po 450 m, campingi, mnóstwo zwierząt żyjących w subtropikalnej roślinności oraz rzeki, jeziorka i ta niesamowita cisza z lekko szumiącym wiatrem o zapachu oceanu. Będąc w tym miejscu człowiek zapomina o wszystkich troskach świata i czuje prawdziwą wolność. Nie brakuje tu atrakcji i każdy jest w stanie znaleźć coś wyjątkowego dla siebie. Taką wisienką na torcie jest Leopard Rock, z której widok jest powalający a samemu ma się wrażenie latania. Restauracja, której taras jest niemalże zawieszony nad przepaścią, podaje wspaniałe jedzenie w dość przystępnych cenach. W sklepie obok można kupić tutejsze wyroby oraz pamiątki.
Po całodniowej wycieczce przyszedł czas na pakowanie się, wypisanie licencji i ostatnią kąpiel w oceanie. Dziewczyny pomyślnie ukończyły kurs AOWD PADI – gratulację. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni do Kym na typowo afrykański braai, czyli grill. Pyszne mięso, dobre wino i wyśmienita sałatka przyrządzona przez Olę uświetniły ostatni wieczór w tej magicznej krainie. Wyjazd zakończył się w atmosferze śmiechu, wspomnień i dobrej zabawy oraz pysznego jedzenia.
Rano ostatnie uściski z ekipą z centrum nurkowego Aqua Planet i w drogę na lotnisko do Durbanu. W samochodzie jeszcze kilka ciekawych historii, troszkę wspominek i dużo uśmiechu oraz małe odwiedziny u dawnej przyjaciółki Odette w Umkomaas. Kawa na pożegnanie i witaj daleka podróż do Warszawy. Dziewczęta pofrunęły do Paryża a ja z Darkiem do Polski. Dziękuję wszystkim uczestniczącym w wyprawie i całej ekipie z Afryki. Wrócimy do Was jak najszybciej będzie to możliwe. Już niedługo stały plan wypraw do Afryki, a będzie ich trzy w roku dlatego każdy sobie wybierze coś dla siebie.
Afryka Południowa – relacja cz.3
Krajobrazowość Afryki jest tak różnorodna i zapierająca dech, że nie sposób przestać o niej opowiadać. Dla nas, czyli nurków, największe atrakcje są pod wodą. To właśnie po to lecieliśmy tyle godzin, żeby z niecierpliwością zanurzyć się pod powierzchnię oceanu indyjskiego. Protea Banks jest jednym z dziesięciu najlepszych miejsc do nurkowania na świecie. Nurkowania tu bywają tak spektakularne, że jednorazowy wyjazd to za mało aby tego doświadczyć. Z początkiem lutego pojawiają się rekiny tygrysie, które jak mordercy na zlecenie powoli krążą wokół potencjalnej ofiary, wypatrując najdogodniejszego momentu do ataku. Towarzyszą im rekiny czarnopłetwe oraz bull shark (żarłacz tępogłowy), czyli zambezi, nazywany tak przez tutejszych nurków od rzeki, w której te rekiny pływają. Około czerwca przełom lipca pojawiają się rekiny piaskowe, czyli ragged tooth sharks oraz słynna ucieczka sardynek, której towarzyszą wszystkie drapieżniki podwodne. Ostatnim, dla mnie najpiękniejszym jest rekin młot – hammerhead shark, który pojawia się pod koniec listopada i pozostaje do połowy stycznia. Widok przepływającej t.z. szkółki rekinów młotów w ilościach przekraczających setki, jest fenomenalny. Nie sposób wytłumaczyć uczucia jakie towarzyszy człowiekowi na taki widok. My mieliśmy możliwość nurkowania z dwoma gatunkami rekinów, zambezi i black tip.
Po zakończeniu dnia nurkowego staraliśmy się zwiedzać jak najwięcej a jednym z dość ciekawych miejsc była farma krokodyli. Miejsce nie duże ale ilość gadów była zaskakująco spora. Trafiliśmy na sieste i większość z nich nie miała siły się ruszać mimo to robiły wrażenie swoją wielkością. Na miejscu okazało się, że ośrodek posiada także terraria z wężami. Widok czarnej mamby nie jednego przyprawił by o ciarki na karku. Na miejscu mieliśmy nie powtarzalną okazję spróbowania mięsa krokodyla i cała ekipa jadła szaszłyki. W sklepie z pamiątkami można było nawet kupić pasztet z owego stworzenia.
Protea Banks nie była jedynym miejscem naszych nurkowań. Na dwa dni wybraliśmy się do miejscowości Umkomaas, słynącej z nurkowania. Tam, w zaprzyjaźnionej bazie nurkowej, klarowaliśmy sprzęt i pakowaliśmy wszystko na łódź. Ubrani już w skafandry, wsiadaliśmy na pakę samochodu i około 5 minut jechaliśmy na plażę. Aby samochód z przyczepą ciągnącą łódź mógł jechać po piasku, spuszczano powietrze z kół. Następnie nad brzegiem rzeki kierowca zrzucał łódź do wody i odjeżdżał. Przyszła kolej na nurków, kamizelki i mocny uchwyt za liny przymocowane do pontonu. Wypłynięcie na ocean z rzeki wymaga od skipera nie lada umiejętności a zwłaszcza przy wysokich falach oraz sporej ich ilości. Powiem wam, że jazda jest nieprzeciętna i sporo podwyższa poziom adrenaliny. Rafa na której nurkowaliśmy nazywa się Aliwal Shoal. Jest długa na 5 km i posiada mnóstwo skalistych wzniesień, małych jaskiń i piaszczystych terenów, na których można znaleźć zęby rekinów piaskowych. Podczas naszych nurkowań widzieliśmy sporą ilość żółwi, manty, płaszczki, wielkie strzępiele oraz ogromną ilość przeróżnych gatunków ryb.
Na drugi dzień ocean zrobił nam psikusa i pozwolił tylko na jedno nurkowanie, co wykorzystaliśmy na pojechanie do rezerwatu na małe safari. Wycieczka jeepem po ogromnej przestrzeni i podziwianie uroków afrykańskich zwierząt, była takim brakującym ogniwem naszej wycieczki. Pasące się bawoły, monumentalne żyrafy, pluskające się hipopotamy oraz brodzące w błocie nosorożce, to niezapomniane widoki, które na samo wspomnienie wywołują uśmiech. Dzień zakończył się zakupami w sklepie z pamiątkami, a po małym odpoczynku, powrót do apartamentów na zasłużony relaks.
Resztę nurkowań zrobiliśmy na Protea Banks oraz małej rafie deep samon. Jednak ostatnia wycieczka była wisienką na torcie wyprawy. Ale to już za kilka dni 🙂
Afryka Południowa – relacja cz.2 (Mtentu Lodge)
Nie zawsze ocean pozwala nam na zanurzenie się w jego odmętach. Dziś bosman nie wypuścił żadnej łodzi, co wykorzystaliśmy udając się na wycieczkę do przepięknego miejsca w okręgu Transkei, Mtentu Lodge. Droga była długa, bo 80% to off road tylko dla 4×4, czyli wertepy, przeprawianie się przez kamieniste wyboje i tylko autem z napędem na 4 kola. Jazda dość ostra ale widoki tak nieprzeciętne, że rekompensowały wszystkie niewygody.
Mijaliśmy tubylcze wioski i ich tradycyjne okrągłe domy zwane shack. W dawnych czasach były robione w prosty sposób, czyli szkielet z drewna i wypełnienie z mulu, gliny i trawy oraz krowich odchodów, których głownie używano do wyłożenia podłogi. Te biedniejsze nie miały okien, a te już dość zaawansowane posiadają kilka okien i nawet ogródki. Jest tam tylko jedno pomieszczenie gdzie na środku stoi filar podtrzymujący dach. Obok znajduje się palenisko i najbliżej wyjścia jest pan domu, a cala reszta, czyli kobiety, dzieci i zwierzęta ( kury ) po drugiej stronie chaty. Nie ma w tych domach elektryczności ani kanalizacji, to bardzo proste mieszkania, a życie tych ludzi w brew pozorom jest piękne ponieważ pozbawione trosk i dlatego są ciągle uśmiechnięci.
Po prawie trzech godzinach dojechaliśmy na miejsce, a widok onieśmieliłby nawet najbardziej wymagających :). Naszym oczom ukazała się olbrzymia dolina z rzeką, która wpada do oceanu. Okoliczne wzgórza tworzą swojego rodzaju kanion, który ogromem i rozpiętością nadaje temu miejscu magii. Schronisko jest usytuowane na wzniesieniu, z którego można obserwować ocean, całą rzekę oraz zachodzące słońce. Mtentu posiada kilka domków, camping z wielkimi namiotami, łazienki w pełni wyposażone oraz restauracje. Elektryczność, która jest potrzebna do prowadzenia takiego miejsca jest pobierana z paneli słonecznych, a jednym z ciekawych zastosowań owych paneli są solarne prysznice. Jednym słowem – nieprzeciętne miejsce 🙂
Sama baza nie była jednak celem naszej wycieczki, tylko roztaczająca się dookoła niej okolica. Piesza podróż rozpoczęła się od zejścia w dół doliny nad rzekę, gdzie jeden z pracowników przewiózł nas w canoe na drugi jej brzeg. Tam przeszliśmy wzgórzem do długiej na kilometr plaży. Pięknie się szło piaskiem a przed naszymi stopami uciekały małe kraby bawiąc się w falach oceanu. Na koniec została do pokonania droga lądem tuż obok kamienistego wybrzeża, która zaprowadziła nas do wraku bardzo starego statku.
Mały odpoczynek, przekąska, kilka łyków wody i dalej w drogę do jednego z najpiękniejszych i rzadkich wodospadów w Afryce. Spadająca rzeka u stóp wodospadu tworzy basen który przepełniając się dalej wpada prosto do oceanu. Jakby tego było mało to przy odpływie tuż u podnóża wodospadu wyłania się piękna plaża. Słowami jest to ciężko opisać, a zdjęcia oddadzą tylko namiastkę tego cudownego raju na ziemi, gdzie skały pachną jak perfumy a morska bryza zmywa wszystkie troski z ciała i duszy.
To wspaniałe miejsce nie jest dostępne dla każdego, bo nigdzie nie znajdziecie reklamy i zaproszenia. Informacje są przekazywane pocztą szeptaną. Jednak właściciel jest bardzo przyjazny i chętnie ugości każdego kto znajdzie ten mały raj na ziemi.
Już za chwilkę dalsza część relacji z wyprawy do RPA.
Afryka Południowa – relacja cz. 1
Republika Południowej Afryki to kraj ogromnych przestrzeni, pysznego mięsa i wiecznie uśmiechniętych ludzi. Już na samym wstępie ta wspaniała kraina przywitała nas uśmiechniętymi urzędnikami na lotnisku, pięknymi widokami w drodze na południowe wybrzeże oraz pysznymi stekami na kolację.
Pomimo długiego lotu i późnej godziny dotarcia do naszych pokoi, juz o 4:45 czasu lokalnego ( godzina do przodu ) byliśmy w bazie aby rozpocząć dzień nurkowy. Pierwsze nurkowanie było z rekinami, czyli tak zwane baited shark dive. Polega to na tym, że w plastikowym bębnie są przygotowane ryby do wabienia rekinów. Spuszczany jest on do wody a prowadzący nurka wisi na nim i wyciąga ryby rozgniatając je w rękach. Rekiny wyczuwają zapach i przypływają zaciekawione. Oczywiście zjadają te ryby krążąc w około bębna. Zasada dla nurkujacych jest prosta, trzeba trzymać się w grupie i nie podpływać blisko do bębna. Jest to zupełnie niegroźne doświadczenie jeżeli postępuje się zgodnie z ustalonymi zasadami. Ważne jest też aby powstrzymać ciekawość i nie dotykać blisko przepływających rekinów.
Tak nam minęły dwa dni na zapierających dech w piersiach nurkowaniach. Popołudniami odpoczywaliśmy relaksując się na plaży bądź na tarasie w jednym z apartamentów. Trzeciego dnia wybraliśmy się na małą wycieczkę do Uvongo Falls, czyli wodospad w miejscowości Uvongo. Nie wielka rzeka wpadająca do oceanu położona w malowniczym otoczeniu skał i wzniesień co przy jej ujściu tworzyło wodospad.
Czas na posiłek i restauracje nad brzegiem oceanu, w której serwują świeże owoce morza, ryby i różne pyszności. Wieczorami, jak to zwykle bywa, trzeba się ochłodzić po ciężkim dniu upału ?. Basen to dobre miejsce na taki wieczorny relaks.
To początek naszej wyprawy a przed nami jeszcze wiele ciekawych atrakcji. Już nie długo relacja z kolejnych nurkowań oraz wycieczek w ciekawe miejsca.