Opowieści obozowe

Na początku lipca Nasza szkoła przeprowadziła obóz nurkowy dla dzieci, który odbył się w Błaskowiźnie nad jeziorem Hańcza. Przygoda rozpoczęła się w niedzielę 2-go lipca po południu, gdzie rodzice wraz z dziećmi przyjechali do agroturystyki Państwa Anny i Tadeusza Słowikowskich. Celem obozu było zdobycie uprawnień nurkowych lub ich podwyższenie, zgodnie z wymogami wiekowymi uczestników.

Zakwaterowanie podopiecznych i omówienie orientacyjnego planu działania na cały tydzień, przebiegło dość sprawnie, a oddanie telefonów komórkowych nie wywołało większych protestów, oczywiście ze strony młodzieży :). Państwo Słowikowscy przywitali nas pysznym obiadem, po którym, jak to Pan Tadeusz mówi, było 30 minutowe leżakowanie. Pierwsze popołudnie spędziliśmy na dopasowaniu sprzętu nurkowego oraz wytłumaczeniu zasad jakie obowiązują przy obchodzeniu się z nim. Nie mogło zabraknąć małej prezentacji co do miejsca przechowywania , pilnowania i odkładania go w wyznaczonym miejscu. Pierwsza noc minęła na rozmowach o tym co będzie się działo nazajutrz i jak to będzie pod wodą.

Po śniadaniu zebraliśmy się w sali wykładowej na teorię i omówienie nadchodzącego nurkowania, co z resztą było planem na resztę tygodnia. Każde z dzieci miało swoją książkę i karty edukacyjne, których używaliśmy do sprawdzania wiedzy w formie zabawy. Codziennie trzeba było pójść do pomieszczenia ze sprzętem i przygotować swój zestaw nurkowy, a następnie przechodziliśmy na tak zwane pole nurkowe. Poza obowiązkami związanymi z rozłożeniem sprzętu i jego skręceniem, dzieci miały pełne głowy szalonych pomysłów a uśmiechy nie schodziły z ich buzi.

Wrażenia po pierwszym zejściu pod wodę były nie do opisania. Jedni nie nadążyli z mówieniem jakie to ryby widzieli, a inni jak tam jest magicznie i chcą jeszcze i jeszcze. Dla piątki dzieci to było pierwsze wejscie pod wodę w życiu, a dla trójki przypomnienie umiejętności. Każda z tych grup była bardzo dzielna i wieczorem przelała swoje wrażenia na papier.

Codziennie nurkowania kończyły się składaniem sprzętu do skrzyń, potem rozwieszaniem go w suszarni oraz omówieniem wykonanych nurkowań. Każdy miał okazje opowiedzieć co dla niego było najfajniejsze i najbardziej się podobało. Po obiedzie był czas na odpoczynek i za każdym razem zwiększał się o minutkę, według zasad Pana Tadeusza ;). Popołudnia spędzaliśmy na różnych grach i zabawach jak tylko pogoda nam pozwalała. Graliśmy w piłkę, w siatkę a nawet udało się nam popływać w jeziorze bez pianek :D.  Mimo anomalii pogodowych udało się nam pojechać w kilka fajnych miejsc takich jak park linowy, aquapark czy siedziba suwalskiego WOPR. Ze względów atmosferycznych powstało hasło naszego obozu – „NIESPODZIANKA”, które idealnie odpowiadało na wszystkie pytania t.j. Co na obiad? Gdzie jedziemy? Jaka będzie jutro pogoda?

Wraz ze zdobywaną wiedzą nurkową przychodziła coraz większa odpowiedzialność. Młodzi nurkowie pokonywali swoje bariery i małe rekordy. Jedni zanurzali się głębiej, a inni mogli pozostać pod wodą dłużej. Jednym z podwodnych wyzwań, było opanowanie pływania ze skuterem. Na koniec obozu była oczywiście niespodzianka, czyli misja znalezienia skrzyni ze skarbami pod wodą, ale to co tam dzieci znalazły to już jest słodka tajemnica :). Wspólnie spędzany czas zbliżał, a brak używania elektroniki tylko udowodnił, że da się bawić razem jak dawniej, biegając po podwórku z bandą przyjaciół. Obóz nurkowy jak to dawno temu bywało, zakończył się chrztem na płetwonurka. Każdy z młodych nurków musiał ułaskawić Neptuna i poprosić o wydanie licencji oraz pasowanie na płetwonurka. Zabawy było co nie miara mimo padającego deszczu a rodzice, którzy odwiedzili swoje pociechy byli zachwyceni całym przedsięwzięciem.

Był to jeden z najprzyjemniejszych wyjazdów jaki organizowaliśmy. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku będzie nas coraz więcej a zabaw i wycieczek na Naszej wspaniałej Suwalszczyźnie nie zabraknie.

Termin kolejnego obozu nurkowego dla dzieci w wieki 9-13 lat 1.07.2018 – 7.07.2018

Nie znaleziono żadnych wyników

Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.

Boże Ciało pełne wrażeń

Miniony długi weekend zaowocował w wiele nowych wrażeń i wyzwań. Kilkoro naszych zimowych kursantów dokończyło swoje kursy, a inni rozpoczęli bądź tylko spróbowali. Rozpoczęliśmy kursowanie w czwartek z samego rana nad jeziorem Hańcza. Pierwsze nasze nurkowania odbyły się z trzeciego parkingu, ponieważ tam jest najlepsze miejsce do rozpoczęcia kursu nurkowania oraz na pierwsze nurkowania na wodach otwartych. Dno jest piaskowo kamieniste, a głębokość umożliwia bezstresowe pierwsze zanurzenie. Na pierwszy ogień poszedł do wody nasz najmłodszy kursant, dziewięcioletni Marcin. Jak to przeważnie bywa, okazał się świetnym przyszłym nurkiem. Mimo nie za ciepłej wody młody człowiek był bardzo dzielny i długo wytrzymał pod jej powierzchnią.

Zaraz po Marcinie przybył z rodziną Przemek, który został zaskoczony przez swoją małżonkę i dostał voucher na spróbowanie nurkowania z okazji dnia ojca. Tak się spodobało pierwsze nurkowanie, ze spotykamy się na kursie i nie możemy się doczekać. Kolejnym śmiałkiem był Alex, dla którego było to pierwsze nurkowanie i jednocześnie rozpoczęcie kursu. Podobno miał do czynienia z zanurzeniem w ciepłych wodach, ale nie ma to, jak nasza poczciwa Hańcza 😉

Kolejne osoby dotarły do nas w piątek, czyli Agnieszka i Szymon. Ich misją było zakończenie kursu podstawowego P1. Oboje świetnie się spisali i pokonali swoje bariery. Nie dla każdego głębokość 20 m jest taka oczywista i łatwa, tym bardziej, jeżeli pod wodą jest ciemno i zimno. GRATULUJEMY 😀

W sobotę odwiedziły nas wspaniałe nurkujące kobiety Beata z Wilna oraz Ilona z Bydgoszczy. Jak to mówią trening czyni mistrza „a raczej mistrzynię” 🙂 Oby tak dalej dziewczyny! Reszta ekipy kontynuowała kursy i bardzo dobrze sobie radziła, czemu przyglądała się córka Agi, Dominika. No cóż, jabłko nie pada daleko od jabłoni i w niedziele córka odbyła swoje pierwsze nurkowanie – BRAWO!!!

Niedziela zakończyła się pasowaniem na płetwonurków i gratulacjami. Dziękujemy wszystkim za wspaniale spędzony czas oraz cudne wspólne chwile pod wodą i te nad wodą również. Do zobaczenia 🙂

Nie znaleziono żadnych wyników

Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.

Warszawski projekt Immersioterapii

W marcu tego roku rozpoczęliśmy serię zajęć teoretycznych i basenowych z warszawską grupą z Klubokawiarni Pożyteczna. Projekt powstał z myślą o wzmacnianiu niezależności, poczucia własnej wartości i pewności siebie oraz poprawie stosunków społecznych w pracy i w życiu codziennym u osób dotkniętych niepełnosprawnością intelektualną, z wykorzystaniem nurkowania jako formy rehabilitacji i terapii. Początki owej immersioterapii miały miejsce w Elblągu u naszych zaprzyjaźnionych instruktorów Adama i Agnieszki z centrum nurkowego SeaWave. Kilka lat temu rozpoczęli oni pracę z Martyną, która jest dotknięta niepełnosprawnością intelektualną. Ich ciężka i wieloletnia praca zaowocowała kolejnym projektem „Pojąć Głębię”, który przy współpracy ze Spółdzielnią Społeczną Dalba, zapoczątkowali serię terapeutyczną.

Poszczególne zajęcia, a raczej relację z zajęć z początku roku publikowaliśmy na naszym Facebook’owym Fun Page’u. Jednak to, co miało miejsce na owych zajęciach, przerastało nasze najśmielsze oczekiwania. Zacznijmy od początku, było nas trzech instruktorów ja, Łukasz i Rafał Skalski – strażak z Płocka. Na każdego przypadało dwóch podopiecznych. Razem z nimi byli opiekunowie Blanka i Andrzej, który także zaczęli kurs nurkowania, aby być nurkami wspomagającymi. Współpracowały z nami także trzy Panie psycholożki Agnieszka, Ania i Asia. Adam i Agnieszka z Seawave także współpracowali z nami, wspierając radą i pomocą. Ideą terapii było przekonanie młodych ludzi do współpracy i pomaganiu sobie wzajemnie. Nurkowanie i obowiązki z tym związane a przede wszystkim system partnerski, było narzędziem do osiągnięcia tego celu.

Pierwsze zajęcia były szokiem dla grupy, która bez żadnych komentarzy słuchała instruktora i od czasu do czasu (zapytana) mówiła co myśli bądź czy coś wie. Basen był radością i emocjonalną bombą, o której, podejrzewam, że przez całe zajęcia teoretyczne, myśleli podopieczni. Po tych pierwszych zajęciach my instruktorzy byliśmy tak podekscytowani, że nie przestawaliśmy się uśmiechać i mówić o tym, co się wydarzyło i jak zachowywał się i reagował każdy z uczestników. Na trzecich zajęciach okazało się, że osoby które, miały największe problemy z przystosowaniem społecznym i współpracą z innymi, zaczęły być bardzo aktywne. Pytały się innych uczestników o pomoc, reagowały na potrzeby kolegów, a przede wszystkim byli bardzo otwarci i nie przestawali rozmawiać :). Z kolejnymi tygodniami postępy były tak ogromne, że sprawdzanie wiedzy praktycznie było formalnością. Jednak to nie jedyna zmiana w zachowaniu, bo ta najważniejsza zaszła w pracy. Każdy z uczestników poprawił swoją wydajność i otwartość do klientów i do siebie nawzajem.

Z tygodnia na tydzień uczestnicy projektu byli coraz bardziej otwarci i chętni do współpracy z kolegami. Pomagali sobie na zajęciach teoretycznych pracując w pod grupach, a pod wodą dbali o partnera pytając się, czy wszystko w porządku i ile ma powietrza. Mobilizowali jeden drugiego do lepszej efektywności i wysiłku w osiągnięciu celu. Aż wreszcie przyszedł koniec etapu warszawskiego i następnym krokiem był wyjazd na obóz nurkowy kończący projekt. Każdy z nas nie mógł się doczekać początku czerwca i pobytu nad jeziorem.

W zeszłym tygodniu w czwartek spotkaliśmy się ponownie już na Kaszubach. Pierwszego dnia zanurkowaliśmy w głębokim basenie w Kościerzynie. Po miesięcznej przerwie trzeba było pomału odświeżyć wiadomości. I znowu pełne zaskoczenie, bo grupa znała odpowiedź na każde pytanie, a w busie w drodze na obóz wzajemnie się przepytywali i przypominali sobie zdobytą wiedzę. Pod wodą było lekkie zaskoczenie, bo perspektywa się zmieniła. Nie było dna, a głębokość wymusiła na nich większą uwagę oraz skupienie się na tym, co mówi instruktor. Głęboki basen miał na celu przygotowanie grupy, choć w małym stopniu, do tego jak będą wyglądały nurkowania na wodach otwartych.

Następne nurkowanie było już w jeziorze Mausz. Tu spotkaliśmy się z drużyną chłopców z projektu „Pojąć Głębię”. Przed nurkowaniem zrobiliśmy długie omówienie, rozdysponowanie sprzętu oraz pokazanie procedur dnia nurkowego zajęło nam trochę czasu, ale warto było 🙂 Emocje sięgnęły zenitu, radość i euforia każdego z uczestników nurkowania wprost nie do opisania. Staram się znaleźć odpowiednie słowa do wyrażenia tego, co czułam patrząc na grupę, ale nie jest to proste. Trzeba to zobaczyć na własne oczy a przede wszystkim doświadczyć. Wieczorem przy ognisku odbyła się integracja dwóch grup oraz śpiewy i opowieści co kto widział pod wodą.

Plan na następne dni był taki sam – nurkowanie i zabawa oraz wspieranie się jeden drugiego. Pomoc przy ubieraniu się przed wejściem do wody oraz po wyjściu i zakończeniu nurkowania. Wypełnianie logbooków po każdym nurkowaniu było świetnym momentem do rozmów i opisywania swoich odczuć i wrażeń. Codziennie były inne zamierzenia, rekordy i bariery do pokonania. W sobotę poszliśmy o krok dalej, a mianowicie całą grupą skakaliśmy do wody z pomostu. Były skoki nurkowe w różnej postaci, te proste, ale i te trudniejsze też. Wiele osób przełamało swoje lęki i pokonało strach, co nie było łatwym wyzwaniem. Gratulujemy z całego serca i jestem przekonana, że wpłynęło to bardzo pozytywnie na grupę oraz na opiekunów, czyli nurków wspomagających.

W niedziele było ostatnie nurkowanie i pożegnanie, a emocji nie brakowało. Po wielu miesiącach wspólnej pracy okazało się, że bardzo się zżyliśmy i już planujemy następne nurkowania. Mam nadzieje, że Klubokawiarnia Pożyteczna będzie nurkować często i kolejne projekty będziemy realizować w jak najszybszym czasie. Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za wspaniale spędzony czas i niezapomniane chwile.

Nie znaleziono żadnych wyników

Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.

Sprzątanie jezior Wigierskiego Parku Narodowego

Przy projekcie (Wy)nurzeni. Ekspedycja wigierska, który wspólnie z Sudawcami i naszym przyjacielem Emilem, przeprowadziliśmy w zeszłym roku, padła propozycja posprzątania jezior parku. Pełniący obowiązki dyrektora parku Pan Jarek Borejszo zaproponował, abyśmy rozpoczęli wspólną akcję porządkową od jeziora Mulicznego. Nie będę się rozpisywać na temat owego jeziora, ponieważ możecie to przeczytać w serii artykułów z projektu. Nadmienię tylko, że to jedno z czystszych jezior Parku Wigierskiego. Takim sposobem w zeszłą sobotę na wielkie czyszczenie Mulicznego zebraliśmy się w komplecie plus nasi kursanci Aneta z Andrzejem oraz Wiesiek, nasz kolega z Węgorzewa.

Przy tak zacnej akcji nie mogło zabraknąć samego dowodzącego, który wraz ze swoim kolegą po fachu, motywował nas do wydobywania jak największej ilości zanieczyszczeń. Okazało się to wyzwaniem, ponieważ (ku mojej i innych uciesze) nie było dużej ilości śmieci, a raczej pozostałości z czasów PRL’oskich. Wyłowiliśmy mnóstwo butelek po oranżadzie z korkiem z tamtych czasów, części zastawy stołowej oraz sporą liczbę słoików. Zaskoczeniem była tablica z napisem „Rezerwat przyrody. Zakaz wstępu” oraz dużą fajerkę.

Po zakończeniu nurkowań Pan Borejszo bardzo niespodziewanie wręczył nam wspaniałe edukacyjne prezenty, za co ogromnie dziękujemy. Cała akcja była ciekawym doświadczeniem i taką refleksją nad naszym środowiskiem. Wszystkim jest nam tak cudownie nad brzegami jezior, otoczeni przyrodą i ciszą, a mimo to potrafimy zaśmiecać bez mrugnięcia okiem. To, że pod wodą nie widać jest bardzo nieprawdziwym stwierdzeniem, bo jest nas coraz więcej, których to obchodzi i którzy to zobaczą. Dbajmy o nasze środowisko nie tylko wokół domu, ale także tam dalej, bo wbrew pozorom widać.

Nie znaleziono żadnych wyników

Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.

KAMIENIOŁOM W RUMMU – ESTONIA

Rummu, miejsce tajemnicze i mało zbadane przez polaków. Sobota rano zapakowani w kampera ruszyliśmy w drogę. Mimo 670 km do celu trasa minęła nam w mgnieniu oka, bo tu się po prostu jedzie, a nie jak u nas, od wioski do wioski. Drogi równe a miejscami z widokami na morze. Ostatnie 70 km jechaliśmy w opadach śniegu z lekkim przerażeniem w oczach, ale nie większym niż u bocianów przy drodze, ciekawe co one sobie myślały. Po dojechaniu na miejsce pierwsza rzecz, jaką musieliśmy zrobić to ulepić bałwana i wysłać zdjęcie do Polski. Potem zwiedzanie terenu, czyli spacer nad wodę i tu kolejne zaskoczenie, piękny lazur.

Drugi dzień niestety nie przyniósł zmian pogodowych i nie koniecznie nadawał się na nurka. Silny wiatr do tego pada deszcz ze śniegiem, więc plan był szybki i prosty, zwiedzamy okolice. Byliśmy przygotowani na różne trudności więc zabranie rowerów okazało się fantastycznym pomysłem i właśnie w taki sposób objechaliśmy kamieniołom dookoła. Trasa prowadziła wzdłuż zbiornika a jej trudność oceniamy na poziom Hard, biorąc pod uwagę wyprawy rowerowe. Błoto, kałuże, różnego rodzaju wzniesienia oraz skarpy aż nam tchu brakowało, choć to nie jedyna rzecz zapierająca dech, bo widoki były fantastyczne. Po przeprawie przez wysoki plot (z rowerami jest to pewien wyczyn), udało się nam dojechać pod słynną górę „Ashmountain“, którą widzieliśmy na zdjęciach. Powstała ona podczas prac górniczych wydobycia wapienia. Góra składa się głównie z pozostałości wapieni i ma około 70 metrów wysokości. Na szczycie znajduje się pokrywa naziemna i my się tam wspinaliśmy podczas opadu śniegu, silnego wiatru. Nagle zmęczenie odeszło w niepamięć, stanęliśmy jak wryci, bo otaczający nas widok wynagrodził wszystkie niedogodności. Wiezienie jak na dłoni, hipnotyzująca niebieska woda, w której widać zalane budynki. Cała okolica w zasięgu wzroku, coś przepięknego, co trzeba uczcić chwilą relaksu.

Po wycieczce i obiedzie przyszedł czas na nurkowanie, w końcu po to przyjechaliśmy. Pierwsze nurkowanie zrobiliśmy z pomostu przy naszym obozowisku. Woda w tym miejscu nie rozpieszczała nas widocznością, ponieważ było dużo gliny. Późnym południem wybraliśmy się na kolejną wycieczkę rowerową i dzięki temu znaleźliśmy fajne miejsce nurkowe na następny dzień. Pogoda jak by troszkę lepsza, bo słoneczko świeciło i chęci też przez to większe na nurkowanie. Na miejscu wyparzonym wcześniej spotkaliśmy trzy osoby. Rozmowy w języku rosyjskim nie stanowiły najmniejszego problemu więc dowiedzieliśmy się o kolejnych miejscach nurkowych, poręczówkach i wszystkich zalanych budynkach. Po zanurzeniu odnajdujemy poręczówkę i płyniemy, płyniemy aż w końcu po 30 min i przepłynięciu 250 m dopłynęliśmy do dziwnej maszyny na gąsienicach, od której odchodzą jeszcze 2 poręczówki. Niestety ilość powietrza zmusiła nas do powrotu. Na brzegu dowiedzieliśmy się większej ilości szczegółów związanych z tym miejscem od jednego z mieszkańców Rummu. Maszyna, którą widzieliśmy to bormaszyna (pojazd służący do odwiertów) jedna z poręczówek prowadzi do koparki a o drugiej zapomniał ;).

Po południu oczywiście wycieczka rowerowa, tym razem wzdłuż ogrodzenia wiezienia. Gdzie nie gdzie dało się wejść do środka i wspiąć na wieżyczki, skąd widoki były niesamowite. Człowiek, patrząc na to od razu się zastanawia jak to wszystko musiało wyglądać w czasach funkcjonowania więzienia. Następny dzień poświeciliśmy na odpoczynek i relaks rowerowy a po południu wybraliśmy się do Talina. Stare miasto jest niesamowite a widziane nocą jest prześliczne. Jednym z najczęściej słyszanych języków był oczywiście polski.

Dzień czwarty i ostatni naszej przygody, pojechaliśmy na miejsce wskazane przez miejscowego, gdzie mają być budynki. Wskakujemy do wody i po chwili znajdujemy poręczówkę. Okazało się, że znowu trzeba było przepłynąć spory kawałek, ale w końcu trafiliśmy na budynki. Dokładniej to były kontenery, a fanty leżące do okola robią wrażenie, do tego raki w kolorze czarnym. Po długim nurkowaniu i przerwie na posiłek, postanowiliśmy zmienić miejsce nurkowe na sąsiedni akwen. Miejscowi mówią, że tam nic nie ma, dlatego nikt tam nie nurkuje jednak nas bardzo kusiła przejrzysta woda. Zbiornik oddzielony od głównego, ale za to z widocznością sięgająca 6 metrów. Płytko, bo raptem 4 m, ale zabawa była przednia, super nawisy skalne, rechoczące żaby, trochę rybek i to niesamowite uczucie unoszenia się w powietrzu, ponieważ nie było widać wody.

Po nurkowaniach usiedliśmy przed kamperem i trochę refleksyjnie wspominaliśmy minione dni, w końcu na liczniku rowerowym widnieje 100 km. Mimo chłodu i śniegu z deszczem, wracamy opaleni i uśmiechnięci, z niedosytem nurkowym i planami na powrót w to magiczne miejsce. Estonia — kraj ogromnej przestrzeni, niesamowitych miejsc, ciszy i spokoju.

Nie znaleziono żadnych wyników

Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.